Niniejszą książką wyrażam szacunek wszystkim ratownikom za ich trud i jednocześnie składam wyrazy współczucia rodzinom poległych górników.
Pierwszą książkę napisałem w 2005 roku. Dotąd nie wiedziałem, co tak naprawdę kryje się za słowem pasja. Teraz wiem. Jest to relaks, który po trudnym dniu daje ulgę i pozwala zapisać zebrane myśli, choć jest to w dalszym ciągu praca, lecz jakże inna. Życie samo przynosi tematy, czytam je poprzez pryzmat przeżytych lat i największych radości jakie mnie spotkały. Na moje górnictwo patrzę z dystansu lat i odległości pod względem zamieszkania. Moi bohaterowie to zwykli ludzie, a jakże szlachetni. Nie umiem pozostawić poezji na rzecz prozy, nie mogę pisać beletrystyki, by zapomnieć o głębi duszy. To wszystko sprawia, że jedno nie może istnieć bez drugiego.
W październiku 2008 r. zostałem przyjęty do grona Związku Literatów Polskich, co było ważnym wydarzeniem w moim życiu. Kolejnym istotnym epizodem liczącym się dla mnie był fakt, że młody człowiek na maturze ustnej z języka polskiego wybrał temat – „Cierpienie jako temat literacki. Zanalizuj problem w kontekście wybranych utworów z różnych epok”. Między znamienitymi utworami takimi jak: „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu”; J. Parandowskiego, „Mitologia”; J. Kochanowskiego, „Treny”; W. Goethego, „Cierpienia Młodego Wertera”; H. Sienkiewicza, „Quo Vadis”; i ku mojej radości i zdziwieniu również w tak doskonałym towarzystwie znalazła się książka mojego autorstwa „Bohaterowie Halemby”.
Posłowie
Książka będąca przedmiotem oceny dotyczy relacji z wydarzeń, jakie zapoczątkowane zostały w dniu 21 listopada 2006 roku w Kopalni Węgla Kamiennego „Halemba” w Rudzie Śląskiej, a związane były z wybuchem metanu i zapoczątkowanego nim pyłu węglowego. W wyniku katastrofy śmierć poniosło 23 pracowników. 8 było pracownikami kopalni, 15 to pracownicy firmy MARD, którzy wykonywali prace zlecone przez kopalnię w rejonie ściany 1 w pokładzie 506 na poziomie 1030 m. objętym skutkami wybuchu.
Autor nie dokonuje analizy przyczyn i okoliczności tragedii związanych z nią działań, jakie musiały być podejmowane dla likwidacji skutków, ale skupia się na opisie akcji prowadzonej przez ratowników górniczych dla udzielenia pomocy ludziom objętym wybuchem, oraz na atmosferze towarzyszącej tym działaniom, jaka zapanowała wśród rodzin poszkodowanych i społeczeństwa miasta. Takie ujęcie tematu zdecydowanie upraszcza problem i pozwala zrelacjonować wypadki z punktu widzenia ludzi bezpośrednio z nimi związanych, ale także tych, którzy nie zostali pokrzywdzeni bezpośrednio, ale ich cierpienie zrodziło się z sympatii i współczucia dla ofiar i ich rodzin. Ten motyw przewija się przez całą treść opracowania, w pewnych szczegółach jest eksponowany przez autora nie tylko realistycznie, ale także drastycznie, co pogłębia tragizm omawianych zdarzeń. W prezentowanym temacie rzadko, wręcz bardzo rzadko można spotkać relacje z tragicznych górniczych zdarzeń podane z tak dużą dozą autentyzmu, dramaturgii i wskazaniem na przeżycia ludzi zaangażowanych w działaniu. Zwykle opisy sprowadzają się do podania okoliczności i przebiegu wypadku, opisu akcji ratowniczej z uwzględnieniem nawet ofiarności ludzi, którzy ją prowadzili, ale autorzy z różnych powodów nie wgłębiają się zbyt mocno w psychikę ratujących. Stanisław Luchowski podjął ten temat sięgając do ludzkich odczuć głęboko we wnętrzu człowieka, niejednokrotnie wydawać by się mogło, że w sposób przejaskrawiony. Jednak jego relacja uwzględnia przypadki indywidualne, jest oparta o bezpośrednie rozmowy z osobami zainteresowanymi, dlatego nie może wzbudzać wątpliwości, musi być uznana jako autentyczna i bardzo wartościowa. Jej wartość pogłębia też fakt, że dotyczy górników i ratowników górniczych, ludzi z natury twardych i w pojęciu otoczenia niejednokrotnie uznawanych za gruboskórnych. Ta gruboskórność ma wynikać z charakteru ich pracy, ciągle trudnej i ciężkiej wymagającej ciągłej walki z naturą. Tymczasem ta gruboskórność pozorna, pod nią kryją się natury wrażliwe na ludzki ból i cierpienie, natury zdolne do współczucia i przejmowania cierpienia kolegi, czy współtowarzysza pracy głęboko do swego wnętrza. Oczywiście jak w każdej dziedzinie życia nie można wszystkiego uogólniać, tak i w tym przypadku uogólnienia stosować nie należy, ale jako pewnik przyjąć trzeba, że opisy zaprezentowane przez Autora odnoszą się do wielu, a może nawet bardzo wielu ludzi górnictwa.
Tragedia w „Halembie” była jedną z wielu tego rodzaju, jakie nawiedzają okresowo górnictwo od początku tej działalności podjętej przez człowieka. I tak już zostanie dokąd człowiek będzie musiał prowadzić działalność przy pozyskiwaniu dóbr na styku z naturą, jaka je stworzyła. Wiele zrobiono aby przeciwdziałać takim zjawiskom, wiele zdołano w tym zakresie uzyskać, ale eliminacja tego rodzaju wypadków nie jest możliwa. Jest możliwe nawet maksymalne ograniczenie tragedii chociaż pojęcia „ maksymalne” nikt nie jest w stanie sprecyzować wymiarowo. Warunek podstawowy to zdyscyplinowanie ludzi zaangażowanych w procesie wydobywczym w przestrzeganiu wszystkich zasad i wymogów wypracowanych na przestrzeni setek lat dla neutralizacji żywiołu, jaki może spowodować metan. Trzeba i w tym miejscu zwrócić na to uwagę, aby czytelnicy tej książki chyląc głowy we współczuciu nad ofiarami i ich rodzinami, o jakiej będą czytać, wyciągali właściwe wnioski dla siebie jeżeli pracują dla siebie lub ostrzegali bliskich z górnictwem związanych.
Ratownictwo górnicze to szczególna służba w grupie wielu, jakie w tym przemyśle muszą być utrzymane. Już w jej nazwie zawarte są zarówno cel jak i charakter działań przepisane ludziom tu dobrowolnie pracę z pełną świadomością zagrożeń z jakimi będą mieli do czynienia. Wszędzie w kopalni, gdzie pracownik jest chroniony mocą obowiązujących przepisów i skąd jest wycofywany jeżeli może niebezpieczeństwo dla jego zdrowia czy życia, ratownik musi podejmować pracę, aby nieść pomoc zagrożonym, czy przywracać stan środowiska do prawidłowości. W prezentowanym opracowaniu jego Autor opisuje m.in. trud ratowników zaangażowanych najpierw w lokalizację ofiar katastrofy, a następnie w ich wytransportowanie na powierzchnię kopalni. Charakter obrażeń jakich doznali poszkodowani w wyniku wybuchu, a następnie stosunkowo długie ich pozostawanie w wyrobiskach z wysoką temperaturą i wilgotnością to szczególnie trudne przypadki ratowniczej działalności. Dreszcz grozy, a może i coś więcej może odczuć czytelnik zapoznając się z opisem usuwania ze ściany ostatniej ofiary. Czy trzeba było tak drastycznej relacji Pisarza do oddania ratowniczego trudu? Uważam, że opis ten jest potrzebny, bowiem jakże często jeszcze w kręgach społeczeństwa nie znającego górnictwa i warunków jakie może ono stworzyć jego ludziom, tkwi mniemanie o preferencyjnym uprzywilejowaniu górników, a w szczególności ratowników górniczych. Nic bardziej błędnego, jeżeli weźmie się pod uwagę, że wskazana tu sytuacja, jeżeli nawet nie należy do codziennych, w każdej chwili może zaistnieć w dowolnej kopalni.
Ratownicy, ludzie szczególnie przygotowani i predestynowani do wykonywania swych obowiązków muszą dysponować odpowiednim zasobem sił, aby sprostać ekstremalnym warunkom w jakich przychodzi im działać. Jakże trafnie Autor zwraca uwagę na jej wyczerpanie wysiłkiem wkładanym w realizację poleceń, wysiłkiem, jaki przecież stanowił bezpośrednie zagrożenie ich bezpieczeństwa. Jak niewiele trzeba, aby człowiek skrajnie wyczerpany temperaturą otoczenia w jakiej przebywa, stracił panowanie nad sobą i nie tylko nie pomógł kolegom, ale stał się dla nich ciężarem. Jednak siła woli i determinacja w ciągu wszystkich dni akcji dopuściły do tak przykrej sytuacji. Mało – Autor nie spotkał się ze stwierdzeniem, aby którykolwiek z ratowników powiedział, że sytuacja w jakiej działał przerosła jego wyobraźnie i możliwości, że miał wątpliwości przed kolejnym wejściem do strefy z ekstremalnie niebezpiecznymi warunkami. Czy to nie najlepszy dokument świadczący o wartości ratowników górniczych? Czy ludzie ci nie zasługują na najwyższy szacunek nie tylko górników?
Tragiczny wybuch jaki jest przedmiotem niniejszych rozważań wstrząsnął nie tylko osieroconymi rodzinami poległych pracowników, ale społecznością lokalną w wielu zakątkach kraju. W kopalni znalazło się szereg dziennikarzy, a także wozów transmisyjnych radia i telewizji. Autor wskazuje na różne odczucia ludzi z pracownikami mediów, bowiem dla wielu, natarczywość profesjonalnych sprawozdawców niejednokrotnie narusza powagę chwili. Tragiczne wydarzenia zarówno zainteresowanych rodzin jak i sympatyzującego z nimi otoczenia powoduje w początkowym okresie trwogę i niepokój o los najbliższych, którzy znaleźli się w zagrożeniu. Potem, kiedy sytuacja się wyjaśni i wiadomo, że ludzie nie przeżyli, boleść i żal potęgują się. Tak więc ani w pierwszej fazie tragedii, ani tym bardziej w dalszej nie ma klimatu do dyskusji z wścibskim dziennikarzem, szukającym przekazu jakim może zaimponować przełożonemu, niejednokrotnie ubarwiając go zasłyszanymi w tłumie podwórkowymi sensacjami. Niestety mimo wysiłków jaki od wielu lat są podejmowane w górnictwie, aby uporządkować ten problem i zapewnić mediom informacje z jednego źródła, przekazywane przez wyznaczone przez kierownictwo akcji kompetentne osoby, ciągle obserwuje się wiele żywiołowości w tym zakresie. To przykre zjawisko i jakże w znaczącym stopniu uzależnione od kultury i zwykłego ludzkiego wyczucia pracowników mediów.
Zagubienie rodzin mających świadomość, że najbliższe im osoby znalazły się w zasięgu skutków katastrofy to przeżycia jakich nie zapomną do końca życia. Wspominając o tym etapie wydarzeń Autor często wskazuje jak ważny jest tu kontakt osób kierownictwa akcji z oczekującymi na informacje. Jeżeli nawet kierownictwo nie ma nic nowego do powiedzenia to sama rozmowa, także słowa współczucia i sympatii mogą przynieść chwilową ulgę w cierpieniu. Bardzo wielkie znaczenie w takich przypadkach ma pocieszające słowo księdza, jego rozważne współczucie i pociecha, że cierpiący nie jest sam w tym cierpieniu. Dobitnie zostało to pokazane w książce, co świadczy o wnikliwym i kompleksowym spojrzeniu Autora na złożony problem podjętych rozważań.
Pokazując szereg jakże różnych sytuacji jakie zrodziła katastrofa, a następnie akcja likwidacji jej skutków, Stanisław Luchowski dużo miejsca poświęcił Zbigniewowi Cyganowi, pracownikowi sprawującemu funkcję kontrolera metanu, który na prośbę kolegi zamienił się z nim w feralnym dniu godzinami pracy. Kolega zginął on przeżył. Załamanie psychiczne tego metaniarza jego ból i wyrzuty sumienia każą się zastanowić nad głębią uczuć, jakie mogą zawładnąć człowiekiem w zetknięciu z tragedią. Przecież to nie Cygan prosił o zamianę, a jego zmiennik, przecież Cygan nie zrobił niczego, co mogłoby mieć związek z wybuchem, a jednak. Jakże dobitnie na podstawie tego przykładu wskazana jest złożoność i wrażliwość człowieka. Dobrze, że przypadek ten jest zacytowany w opracowaniu, bowiem jest on dobitnym zaprzeczeniem gruboskórności górników. Ci ludzie zahartowani w trudnej pracy może są czasem szorstcy w obejściu, ale kiedy dochodzi do sytuacji wymagających ofiarności i poświęcenia zawsze każdy kto potrzebuje pomocy może na nią liczyć.
W zakończeniu mojej oceny tego wartościowego opracowania pragnę stwierdzić, że jestem pełen uznania dla Autora za trud jaki podjął aby zebrać bogaty materiał faktograficzny. Wysiłek ten jest tym bardziej godny podkreślenia, że chociaż dla Pana St. Luchowskiego górnicza tematyka nie jest obca, to obca jest problematyka ratownictwa górniczego, z jaką się nigdy nie spotkał w okresie zawodowej działalności. Wysoko oceniam jego wnikliwość przekazu faktów, jego umiejętność prezentowania uczuć ludzi także tych niejednokrotnie głęboko skrywanych.
Uważam, że prezentowane opracowanie będzie stanowiło wartościową pozycję w dorobku górniczej literatury, że zajmie godne miejsce o szczególnej wymowie.
dr inż. Bogdan Ćwięk
były dyrektor
Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego
w Bytomiu
Brak komentarza
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.