Witam czytelników

6 marca 2017

W 2014 roku przypadał mój skromny jubileusz 10-lecia parania się z kartką papieru i piórem. W październiku 2004 roku, podczas pobytu w sanatorium, w Nałęczowie spotkała mnie przyjemność pisania po raz pierwszy, a pierwszy obszerny list przemienił się w pasję pisania, która trwa do dziś.  Podczas tego turnusu napisałem, co nieśmiało nazywam,  pierwszymi stronami książki „Przywrócony życiu”. Do dziś jest dla mnie tajemnicą, dlaczego tam spotkała mnie ta ogromna radość, człowieka, który miał wówczas 53 lata. Domniemań może być wiele, ale coś w tym jest, skoro tylu Wielkich tutaj szukało natchnienia i go znalazło. Moja przygoda i miejsce chyba nie była przypadkowe, bo tacy ludzie pióra, jak Bolesław Prus, Stefan Żeromski, Maria Konopnicka, Henryk Sienkiewicz, Ewa Szelburg-Zarębina tutaj bywali, tutaj pozostawili ślad swojej twórczości. To tutaj mnie coś natchnęło i tutaj się wszystko zaczęło. Refleksje po przebytym zawale odmieniły moją wrażliwość i spojrzenie na świat. Przebyty ciężki zawał przewartościował moje podejście do bardzo wielu spraw i to przenoszę na papier. Po dziesięciu latach spod mojej ręki wyszło 11 tytułów książek, w tym poezja, ale w zdecydowanej części proza. Pytam sam siebie, co mi dały książki, a wiec bardzo dużo, a może nawet wszystko, największą radość jakiej doznałem w swoim życiu. Książki spowodowały moje powtórne narodziny i od tego czasu piszę na nowo swój życiorys. Do 2014 roku różnymi drogami na rynek trafiło ponad 25 tys. książek mojego autorstwa. W moim pojęciu jest to dużo, sprawił to przypadek, że ja, górnik z zawodu, opisuję górnictwo, które bardzo mile wspominałem, a wspomnienia zamieniły się w pierwszą książkę pt. „Wybraliśmy Bogdankę”. Tą oto książką trafiłem w niszę na rynku polskim, jaka powstała po Gustawie Morcinku, piewcy górniczego trudu, a Gustaw Morcinek stał mi się niedoścignionym wzorcem. Z chwilą, kiedy stwierdziłem, że „to jest to” byłem pewny, że napiszę o każdym ośrodku górnictwa tradycyjnego ze zjazdem pod ziemię, co najmniej jedną książkę i tak się stało. Do chwili obecnej napisałem ich 7, a teraz w 2017 roku rozpocząłem kolejną tym razem w nostalgicznej tonacji o nieistniejącym Wałbrzyskim Zagłębiu Węglowym. W mojej kolekcji są książki o kopalniach: Górnego Śląska, „Bogdance”, KGHM, czy soli w Kłodawie. Większość z nich są książkami reportażowymi opartymi na faktach wynikłych z bezpośredniego przekazu osób żyjących. Jak do tej pory stałem się zakładnikiem górnictwa, które stoi na równi pochyłej w dół, a chciałbym ocalić wszystko, co w nim najpiękniejsze.

Dla higieny literackiej podejmuję inne tematy, a najlepiej czuję się w twórczości psychologiczno-obyczajowej. Z racji wieku, a w tym z obserwacji mam wiele doświadczeń, chcę pokazać problemy, które pobudzą czytelnika do refleksji. Do tej pory zapisałem ponad 3,5 tys. stron tekstu, dzieląc się swoimi myślami. Nie byłoby niczego, gdyby moi czytelnicy, gdyby nie moi rozmówcy, którzy są mi źródłem rozważań.

Na wspomniany jubileusz zaprosiłem 130 osób z całej Polski, a na uroczystość przybyło około 90. Były to dla mnie niezapomniane chwile, kiedy naprzeciw mnie siedzieli ludzie wielcy, z tytułami profesorskimi, jak też tacy zwykli jak ja, z tą różnicą, że na mnie Opatrzność rzuciła szczyptę talentu, ale nie takiego, abym popadł w samo zachwyt, ale normalnej radości, że mi się udaje, że za sprawą dobrych ludzi książki trafiają one do górniczych zakładów całej Polski, gdzie stanowią prezenty dla osób odchodzących na emeryturę lub przy innych okazjach.

Nie byłoby mnie na rynku, gdyby nie podana mi ręka przez ówczesnego prezesa „Bogdanki” dr Stanisława Stachowicza, który zakupił dla swoich pracowników bez mała 4000 tysięczny nakład i rozdał je załodze, a za jego przykładem poszli inni. Pamiętam jego znamienne słowa: „Wiem, że 2/3 z obdarowanych tej książki nie przeczyta, ale trafi ona do tyluż domów i to jest wartością”. Taki gest nie obciążył budżetu, ale w mojej osobie górnictwo zalazło nowego piewcę. Tak przyznaję się do tego i chcę nim pozostać, a jest to dla mnie szansą, a dla górnictwa nadzieją, że ich trudna praca trafia na strony literatury. Za moją sprawą opisane zdarzenia w „Halembie”, „Rudnej” „Bogdance” „Kłodawie” czy dawno zatopionym „Wapnie” trafiły do zbiorów Biblioteki Narodowej, „Jagiellońskiej”, czy „Ossolińskich”.

Ogromnie szczycę się zaproszeniami na AGH, gdzie na różnych uroczystościach zasiadam wśród sław polskiej nauki. W tym miejscu boję się ich wymienić, bo jest ich tak wielu, ale przepraszam, wymienię nazwisko profesora Ryszarda Tadeusiewicza, który jest dla mnie mentorem literackim. Wdzięczny jestem profesorowi Maciejowi Kaliskiemu, podsekretarzowi stanu, który nadał mi tytuł generalnego honorowego dyrektora górniczego, zwanego generałem. Wielcy ludzie, a jest bardzo dużo, otworzyli mi szeroko drzwi na salony, gdzie nadarza mi się okazja do zaczerpnięcia wiedzy, która może się dla mnie stać użyteczną w sensie literackim. Przebywanie wśród górniczej braci wytęża we mnie słuch i uwrażliwia na to, o czym jeszcze nie pisałem.

Osobiście życzyłbym sobie kilku takich uroczystości w dziesięcioletnich odstępach, a na stoliku wydanych przeze mnie książek, niech będzie ich wielokrotność w stosunku do tych z 2014 roku.

 

 

Brak komentarza

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.