Prasa

10 marca 2017

 

Zawsze trzeba mieć nadzieję.

Pozycji literackich opisujących życie górniczej braci, trudu pracy górników, heroizm towarzyszący akcjom ratowniczym i ludzkiej solidarności, na rynku wydawniczym jest niewiele. Zwykle są to suche relacje, które w większości analizują przyczyny i skutki zdarzeń górniczych albo są monografiami naszych kopalń. Z tym większą satysfakcją polecam państwu dwie pozycje Stanisława Luchowskiego. Tragicznym zdarzeniom polskiego górnictwa w roku 2006 i ekscytacją towarzyszącym ratowaniu Zbigniewa Nowaka zasypanego podczas tąpnięcia w lutym poświęcił Luchowski książkę „Bohaterowie Halemby” (Katowice 2008),a traumie akcji listopadowej – w której w wybuchu metanu zginęło 23 górników – „Ostatni zjazd” (Bydgoszcz2009). Obie są wyrazem szacunku dla górników, ich rodzin, a szczególnie hołdu tym, którym ostatnia szychta nie pozwoliła cieszyć się życiem.

Pasję do przenoszenia na papier życia, o którym Luchowski mówi, że samo przynosi tematy rozpoczął w 2004 roku po ciężkim zawale. Pierwszą pozycją jego autorstwa był „Przywrócony życiu” z przesłaniem jak istotną jest przewaga psychiki nad materią. Później była książka opisująca ludzi i zdarzenia towarzyszące górnictwu węgla kamiennego na Lubelszczyźnie „Wybraliśmy Bogdankę”. Potem był zbiór wierszy „Po drugiej stronie dnia”. S. Luchowski – inżynier elektryk z „Bogdanki”, członek elitarnego grona Związku Literatów Polskich nie pozostał obojętny na wydarzenia 2006 roku na „Halembie” i przeniósł na łamy książek losy ludzi z nimi związanych. Co prawda fikcja literacka przeplata się w nich z wręcz reporterską relacją z prowadzonych akcji ratowniczych i towarzyszących im emocji, te  wartościowe dla górników książki czyta się jednym tchem. Walorem niewątpliwym obu pozycji jest fakt, że autor nie analizuje przyczyn i skutków zdarzeń, które doprowadziły do tragedii, ale skupia się na ludziach i działaniach, które towarzyszyły akcjom prowadzonym przez zastępy ludzi – w tym ratowników górniczych. W pełnych wnikliwości i olbrzymiej wrażliwości dialogach autor oddaje ducha tamtych chwil, a wstrząsające opisy uwiarygodniają toczoną w tamte dni walkę o życie. W obu akcjach ratowniczych, w zdecydowanej większości ci sami ratownicy cieszyli się i smucili.

Luchowski mówi: „Na moje górnictwo patrzę z dystansu lat i odległości związanej z miejscem zamieszkania. Moi bohaterowie to zwykli ludzie, a jakże szlachetni. Nie umiem pozostawić poezji na rzecz prozy, nie mogę pisać beletrystyki, by zapomnieć o głębi duszy. To wszystko sprawia , że jedno nie może istnieć bez drugiego”.

Wątkiem wiodącym książki „Bohaterowie Halemby” jest świadomość zasypanego Zbigniewa Nowaka, jak silny charakter, opanowanie ,wola przetrwania, wiara w uratowanie, a także kompetencja i determinacja  osób go ratujących pozwoliły wygrać walkę o życie.

„Tu Polskie radio program I, godzina 600. Do szczęśliwie uratowanych, tak jak Alojzy Piątek dołączył teraz Zbigniew Nowak. Trudna akcja ratownicza po 111 godzinach na kopalni „Halemba” powiodła się, za chwilę zostanie wywieziony na powierzchnię” fragment książki „Bohaterowie Halemby”

„Ostatni zjazd” wyraża szacunek za trud ratownikom górniczym i współczucie rodzinom poległych górników. Jak mówi Luchowski zbierane relacje o trudach akcji, o niebezpieczeństwie jakie towarzyszyło ratującym, ogromna odporność psychiczna i ich przeświadczenie o nadziei, że uratują kolegów dała wyraz, tak niekiedy w codziennym życiu gubionej ludzkiej solidarności.

„ Po omacku rzucili się w stronę wiszących W-70. zabudowane w nich butle tlenowe zapewniały warunki uniknięcia zatrucia gazami. Nikt w ciemności nie był w stanie natrafić na swój aparat ratowniczy, nie szukali masek, ale tylko końcówki węży podłączonych do butli z tlenem włożyli do ust. One były odłączone od części zasadniczej. Wystraszeni spodziewali się następnego wybuchu, ponownie rzucili się na spąg. Gdyby tak się stało, liczyli na to, ze fala przejdzie ponad nimi. Czekali, a serca biły im ogromnie, jakby za chwilę miały przepompować ostatnie krople ich życia. Na moment zapanowała ogromna cisza. Ktoś zaryzykował wyjmując końcówkę węża z ust. Janusz pamięta własne pytanie skierowane do kolegów:- Nic wam się nie stało?” fragment książki „Ostatni zjazd”

Brak komentarza